Zdawałem egzamin na uprawnienia w specjalności konstrukcyjno-budowlanej, zarówno do projektowania, jak i wykonawstwa bez ograniczeń. Egzamin odbył się w Polskiej Izbie Inżynierów Budownictwa (PIIB), a przygotowywałem się do niego przez kilka miesięcy, poświęcając czas głównie na naukę przepisów oraz analizę dotychczasowych pytań egzaminacyjnych. Opracowałem własny system notatek i zakładek w przepisach, co znacząco ułatwiło mi przygotowanie się do części ustnej. Sam egzamin był nie tylko testem wiedzy, ale również sprawdzeniem umiejętności radzenia sobie w stresujących sytuacjach.
Egzamin na uprawnienia budowlane to bez wątpienia moment, który budzi wiele emocji i obaw, zwłaszcza jeśli chodzi o część ustną. Mimo to cała procedura jest dobrze zorganizowana, co pozwala złagodzić początkowy stres. Całość zaczyna się od wezwania do sali przygotowań, gdzie odbywa się losowanie pytań. Sama sala przygotowań była spokojna, dobrze wyposażona, a każdemu zdającemu przypadało miejsce z dostępem do materiałów i komputerów, gdzie można było korzystać z aktów prawnych. Zawsze można było wziąć potrzebną normę techniczną z segregatorów, co stanowiło duże ułatwienie. Dzięki temu można było korzystać z najnowszych przepisów, jeśli nie miało się ich przy sobie.
Przyznam, że ja postawiłem na pełne przygotowanie i przyszedłem na egzamin z torbą pełną przepisów, oznaczonych zakładkami i odpowiednio oznaczonych. Chociaż początkowo myślałem, że to będzie bardzo pomocne, okazało się, że przydał mi się jedynie jeden dokument. Moje opracowania i przygotowania z wcześniejszych tygodni sprawiły, że nie musiałem się zbytnio martwić, że czegoś nie znajdę. Co ciekawe, atmosfera w sali była na tyle swobodna, że gdybym miał opracowane odpowiedzi na kartkach, zapewne nikt by nie zwrócił uwagi – ale starałem się grać uczciwie. Sam proces przygotowania trwał 25 minut, a miłe panie z komisji przypominały, ile czasu zostało, aby można było skończyć przygotowania bez stresu.
Największe nerwy dopadły mnie, gdy odkryłem, że pominąłem dwa pytania z odwrotnej strony kartki. Czas już się kończył, a pani z komisji grzecznie mnie o tym poinformowała. Na szczęście okazały się to łatwe pytania, więc szybko udało mi się nadrobić straty. Z pewnością pomogło to, że atmosfera była przyjazna – komisja była wyrozumiała i raczej pomagała, niż stresowała. Na końcu każdy zdający oddaje kopertę z pytaniami i odpowiedziami, a następnie czeka na swoją kolej, aby wejść do sali egzaminacyjnej. Miałem jeszcze około 30 minut do mojego wystąpienia, więc zająłem się przeglądaniem przepisów, co pozwoliło mi nieco się uspokoić.
Wejście na egzamin ustny było stresujące, ale szybko okazało się, że nie było się czego bać. Komisja składała się z trzech osób – dwie z nich uśmiechały się od początku, co dodało mi pewności siebie. Przewodniczący zadawał pytania, a ja starałem się odpowiadać na wszystkie z nich. Nawet jeśli nie znałem pełnej odpowiedzi, komisja była bardzo pomocna – zadawali pytania naprowadzające, dzięki którym mogłem powiedzieć choć kilka zdań na każdy temat. Oczywiście, nie można było zdać egzaminu bez solidnej wiedzy, ale odniosłem wrażenie, że komisja bardziej zależało na zrozumieniu tematu niż na wyciąganiu błędów.
Co więcej, jeśli na jedno z pytań miałem szczególnie rozbudowaną odpowiedź, komisja prosiła, abym przeszedł do kolejnego pytania – co z jednej strony było ulgą, a z drugiej przypominało, że czas na egzaminie jest ograniczony. Po zakończeniu egzaminu czułem ulgę i satysfakcję, a cała procedura okazała się mniej straszna niż pierwotnie przypuszczałem.